czwartek, 29 sierpnia 2013

cz. 3 "Wytropiony-zaliczony"


  
   Jakiś czas temu w końcu odwiedził mnie Tomek z Mateuszem. Obdarował mnie swoimi woblerami. Między innymi brązowo-miedzianymi głowaczami, które można, by śmiało umieścić w gablocie na ścianie, ze względu na swoją urodę. Ale nie tylko mnie się spodobały, pstrągom też!
    Pomyślałem, że to dobry moment na wypróbowanie Tomka głowacza w miejscu gdzie spadł mi pięćdziesiątak.
Gdy wobler pojawił się w wodzie, zaczął spływać
wachlarzem do stanowiska pstrąga i …po sekundzie nastąpiło uderzenie. Tym razem od razu przejąłem nad nim kontrolę. Utrzymywałem go daleko od gałęzi na mocno dokręconym hamulcu i czekałem aż się zmęczy. Trochę to trwało. Dopiero jak się poddał podebrałem go i wyjąłem na brzeg. O to misiek, jakiego szukałem 50cm-1. Nie wiele się pomyliłem. I znowu micha mi się cieszy:)





   Dzięki Tomek za twojego głowacza, sprawdził się w 100% i przyniósł mi szczęście.

    Jakiś czas później za wolno prowadzonym głowaczem do powierzchni wyszedł niezły walec, z przodu wyglądał jak łódź podwodna, na oko dałbym mu 2,5-3kg. Obrzucałem go parę razy i wychodził, ale nie zażerał.
Tylko szkoda, że muszę jeździć tak daleko od domu, żeby spotkać takie miśki, ale warto. Szkoda, że na mojej rzece takich nie ma.

    To jeszcze nie koniec sezonu. Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Wrócę tu i będę polował na "łódź podwodną"!

3 komentarze:

  1. Och Ty w życiu ! Nieźle czeszesz ! Fajnie, że głowacze się sprawdzają. Darowana przynęta sprawdza się praktycznie zawsze.
    P.S. Nie marudź, że musisz daleko jeździć. Uwież mi, że nie wiesz co to jest dalekie jeżdzenie na pstrągi. ;) Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  2. No nie marudzę, tak tylko ...;) Ale głowaczom niestety już połamałem łopatki, a jednego urwałem.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń